Jedziemy do oddalonej o 20km od Sudaku, Słonecznej Doliny.Jak zwykle już sam transport jest interesujący. Czekając na dworcu obstawiamy, że będziemy jechać najgorszym gratem jaki tam stoi.Ja jeszcze w przypływie optymizmu idę dalej z nadzieją że jedyny nowy,czysty autobus będzie nasz.Naiwność zawsze była moją wadą:)Autobus marzenie-zardzewiały,z wodą w konewce do chłodzenia, siedzenia rozkładane(tzn wypadające),tłum ludzi a prędkość zawrotna(20km w 1.40h). Słoneczna Dolina to mała miejscowość słynąca z produkcji win,rzeczywiście pełno po drodze ogromnych upraw winorośli. W przydrożnym sklepie udaje nam się zostawić na 2h plecaki i idziemy znaleźć plaże i nasz nocleg gdzieś na piachu pod namiotem:)Plaża okazuje się być oddalona o 5km,w jedną stronę,w drugą,jak wracamy do wsi to zaczyna się ściemniać.kolejna wycieczka tym razem z plecakami nam dzisiaj nie odpowiada.pytamy o nocleg w rodzinie,tanio więc się nie zastanawiamy,perspektywa prysznica też działa na nas kojąco:)Trafiamy jak zwykle dobrze. Wody co prawda ciepłej nie ma(bo mimo nagrzewania się cały dzień w beczce,jakoś się nie nagrzała),ale rodzina sympatyczna,tatarska,pokój mamy z widokiem na meczet. cały wystrój domu jest dla nas ciekawy,z genialnym stołem i wielką sypialnią. na kolację częstują nas świeżutkimi czeburiekami z mięskiem i cebulką. Już leżąc w łóżkach słuchamy kolejnego wezwania do modlitwy do Allaha, głośno, nastrojowo. Mimo tego,że wyjazd od początku był dla mnie niesamowity,pierwszy raz mówię Aśce,że nie chcę stąd wyjeżdżać..