Teodozja

dzien odpoczynku i lenistwa.o godz 7jestesmy na plazy.z plecakami tworzymy znaczacy punkt nad morzem:)namawiam Asie na suszona rybe,w koncu okolica temu sprzyja.ryba okazuje sie niewypatroszona,wiec moja dzielna "siostra w komunie"bierze nioz i przystepuje do dziela.ja siedze odwrocona plecami,wole niewidziec.miesa jest moze na dwa ugryzienia.do tego slone jak cholera.sie najadlysmy.odwaznie zanurzam sie w wodach Morza Czarnego(wiecie ze sie boje!).woda czysciutka,stojac po szyje widze dno.wylegujemy sie tez na wystajacych kamieniach jak zdechle syreny.dzien mija spokojnie.no, oprocz jednej proby kradziezy..zloczynca najpierw majstruje przy moim plecaku a pozniej zabiera mi klapki.nie ma wiecej niz dwa latka wiec mu daruje.popoludnie psuje nam troche wypalanie traw i jakis plastikow po drugiej stronie szosy,smieci i dym leca prosto na nas.mamy sasiadow-turystow z Syberii,rozbijaja sie obok nas.zaczepia nas sprzedawca,jakich tu pelno.nic nie chcemy,cos zagaduje,pyta skad jedziemy.do bycia Polakiem nie zawsze trzeba sie przyznawac,pan bardzo sie ucieszyl ze my z Polski i musial sie z nami napic.w tym celu wyciagnal z torby plastikowa butelke po napoju, z przelanym tam "winem".nalal w plastiki i pilismy.odchodzac wzial ze soba smieci("nasza ziemia nasz chleb")ale zapomnial z wrazenia calego kija z rybami.gdybysmy juz wczesniej nie sprobowaly tego swinstwa nie sprobowaly to bysmy go tak energicznie nie wolaly zeby wracal:)

Komentarze (0)